(…) Tym razem Paulina Eryka Masa, tłumaczka i dramatopisarka, zdecydowała się zaprezentować widzom przetłumaczony przez siebie tekst Paco Bezerry, o którym mówiło całe środowisko teatralne w Hiszpanii. Sztuka, poświęcona świętej Teresie z Ávili miała powstać na zamówienie Fundacji Śladami Św. Teresy w 2015 roku, ku czci pięćsetnej rocznicy urodzin hiszpańskiej mistyczki, karmelitanki i pisarki kontrreformacji.
Artysta okazał się być jednak kapryśny i tekst ku czci ostatecznie nie powstał. Ale Bezerra nie porzucił tego tematu. Jak zarzeka się dziś w wywiadach, któregoś dnia św. Teresa do niego przyszła i powiedziała „chodź ze mną”. Autor podążył jej śladami, a właściwie śladami jej szczątków – relikwii – i od tego rozpoczął swoją sztukę.
Świętą Teresę w Konam, bo nie umarłam jeszcze. Podwójne życie Teresy poznajemy jako kobietę 60-letnią, która musi, dosłownie i w przenośni, poskładać się na nowo. Już na wstępie opisuje czytelnikom, w jaki sposób rozczłonkowane zostało jej ciało i gdzie znalazły się poszczególne fragmenty.
Odbudowując się fizycznie, przeprowadza jednocześnie rodzaj psychoterapii – pojawia się tu między innymi wspomnienie gwałtu, ale i opis zaskakującej drogi, którą wyrysował Bezerra tej uwspółcześnionej świętej. Święta bierze udział w podróży, która zabiera ją do brudnej rzeczywistości, pełnej uzależnień, handlu narkotykami i prostytucji. Święta Teresa trafia też do więzienia, a następnie zostaje aktorką i DJ-ką.
Jako kobieta silna, ale niebywale poturbowana przez los, dojrzała i infantylna, wrażliwa i jednocześnie siermiężna, niezwykle wypada Ewa Skibińska. Aktorka (...) w minimalistycznym czytaniu performatywnym początkującej reżyserki sprawdza się znakomicie, wypełniając scenę swoim talentem, osobowością i charakterystyczną burzą jasnorudych loków. Jej święta zdecydowanie nie jest święta – jest kobietą żywą, prawdziwą, z krwi i kości, która silnie zaznacza swoją pozycję w świecie zdominowanym przez mężczyzn, i która odzyskuje swoją podmiotowość w świecie, który zrobił z niej religijny przedmiot.
Dobrze się stało, że nic i nikt Ewy Skibińskiej nie przykrywa na pozbawionej scenografii scenie. Choreograf i tancerz Tobiasz Sebastian Berg jedynie co jakiś czas pojawia się nagi na scenie, by być milczącym towarzyszem świętej Teresy lawirującej między sacrum a profanum.
Katarzyna Podpora, artystka multimedialna i rzeźbiarka, zaanektowała z kolei nieśmiało jeden z kątów sceny, na którym rozłożyła nietypowe instrumentarium, przypominające rozkopany grób. Skorzystała z kości zwierzęcych, kamieni i fragmentów dachówek, oraz gramofonu – przez całe czytanie wytwarzała z nich rozmaite dźwięki i „przeszkadzajki”, które muzycznie scaliły współczesną opowieść o historii sprzed wieków, ale nie ingerowały zanadto w świat kreowany przez aktorkę. Nad zasadnością samego tekstu i jego jakością dramaturgiczną można by się zastanowić. Na pewno jest to sztuka, którą trzeba przeczytać kilka razy, żeby odkryć rozmaite, poukrywane sensy. Wiele z nich będzie istotnych jedynie dla Hiszpanów, ale kiedy je pominiemy – podobnie jak nachalnie uwspółcześnioną retrospektywę z życia świętej – wydźwięk pozostaje uniwersalny. Gdy zsyntetyzować rozczłonkowane (nomen omen) wątki w Konam, bo nie umarłam jeszcze. Podwójne życie Teresy, wyraźnie widać ciekawe i niezmiennie aktualne rozważania wokół kondycji kobiety, ale i pisarki, we współczesnym świecie, czy wokół walki o prawo do życia na własnych zasadach.
Agata Oszewska, Gdansk.pl